Tytułem wstępu, moje filozoficzne rozmyślania sprzed wielu lat:
” … Jest oczywiste, że w przyrodzie istnieją słabsze i silniejsze twory. W naturze zazwyczaj te słabsze są wypierane lub wręcz eliminowane przez silniejsze jednostki. Ale zdarza się też nieraz zdumiewająca koegzystencja, współistnienie i wręcz wspieranie się.
Walka o prymat w ramach tego samego gatunku jest jakby kwintesencją natury. Instynkt samozachowawczy w przyrodzie jest motorem zachowań dla zapewnienia sobie jak najlepszych warunków egzystencji. Rozumiemy to, że lew toczy krwawą walkę z innym samcem o przywództwo na swoim terenie, czy o swój harem lwic. Ale czy potrafimy tak samo uzasadnić na przykład krwawe starcia między anglikanami a irlandzkimi katolikami, wojny między narodami, czy terroryzm. Tak, to chodzi o to samo. To górę biorą pierwotne instynkty – krwawo zdobywamy swoją strefę wpływów.
Oczywiście, postęp cywilizacyjny, coraz szerzej rozpowszechniana wiedza i idące za tym zmiany mentalne, nieco zmieniają technikę pozyskiwania władzy nad innymi, ale i tak zazwyczaj źle się to kończy dla jednostek słabszych. Wygrywa przebiegłość, wygrywa siła i oręż, wygrywa pieniądz. Trudno jest znaleźć powszechne zwycięstwa zachowań pozytywnych, przyjaznych, wspierających, budujących dobro ogółu.
Skąd się to bierze. Dlaczego człowiek, w odróżnieniu od innych tworów natury, istota rozumna, kieruje się niskimi instynktami. Pierwsze co mi przychodzi na myśl to jest to, że nie można tej oceny społeczeństw uogólniać. To nie całe społeczeństwa są krwiożercze i napędzane instynktowną chęcią władzy nad innymi, lecz pojedyncze osobniki. Zazwyczaj są to osobniki o niezwykle rozwiniętej inteligencji, którą potrafią wykorzystać w pokierowaniu ogółem, dla osiągnięcia własnego celu. No dobrze, ale dlaczego ten ogół daje się tak łatwo pokierować w stronę zabijania, zaboru, wyzysku. Moim zdaniem wszystko zaczyna się od pewnej ludzkiej słabości. Słabości, która potrafi być też niesamowitą siłą. Chodzi o wiarę.
Od zarania ludzkości, człowiek wierzył w to, że potrafi zdobyć pożywienie i zapewnić sobie byt. Kiedy, a było to zapewne bardzo często, nie potrafił wytłumaczyć sobie otaczających go zjawisk oraz doraźnych drobnych sukcesów i niepowodzeń, zaczął wierzyć w coś nad przyrodą. Pewnymi zachowaniami czy przedmiotami zaczął się odwoływać do tych sił nadprzyrodzonych. Wiara czyni cuda. Tak mówimy potocznie. Tak, bo wiara potrafi uruchomić naszą psychikę zakodowaną w mózgu, do działań dających nieoczekiwane wręcz efekty. Oczywiście cudem nazywamy jeszcze teraz to, czego nie potrafimy wytłumaczyć naukowo. Dla wielu ludzi na dzisiejszej Ziemi, mimo istnienia naukowych interpretacji zjawisk, w dalszym ciągu wiele z nich jest cudem. A czy wyobrażasz sobie ile takich cudownych zjawisk otaczało ludzi pierwotnych.
Człowiek od zarania zaczął wykorzystywać umysł do wygrywania walki o życie. Zaczął wymyślać coraz to bardziej przebiegłe metody tej walki. Niektórzy w tej przebiegłości stawali się lepsi od innych i tak, oprócz siły, człowiek zdobywał coraz większy oręż. Niestety, zaczął go używać także przeciwko innym osobnikom tego samego gatunku.
Dochodzimy tu do zinstytucjonalizowania wiary. O ile wiara, jako pozytywny czynnik psychiki człowieka, nie stawała się przedmiotem wykorzystania przez bardziej przebiegłe jednostki do własnych przyziemnych celów, to wszystko jawiło się niezbyt groźnie. Wierzenia jednostek przekształcały się w wierzenia całych rodzin, plemion, narodów. Przynosiły poprawę samopoczucia wszystkim, nie szkodziły chyba nikomu. Ale pojawiły się jednostki, które zobaczyły własne przyszłe korzyści z wykorzystania tej ludzkiej słabości.
O ile gminy chrześcijan, zbudowane przez ideowych spadkobierców nawiedzonego człowieka, Jezusa z Nazaretu, nie szkodziły nikomu, bo nic nikomu nie zabierały (poza sferą wpływów, o którą obawiali się cesarze rzymscy, tępiąc wczesne chrześcijaństwo), to budowa państwa kościelnego paręset lat później, była już tego dobitnym przykładem. Czynnik ludzkiej wiary w siły nadprzyrodzone wykorzystywany był od zarania dziejów przez tych, którzy chcieli sprawować władzę nad innymi. Jednak, powierzchownie piękny płaszcz wiary chrześcijańskiej, stał się przykryciem najokrutniejszych form walki o zawładnięcie światem. Żeby tylko przypomnieć średniowieczne podboje krzyżowe, czasy mrocznej inkwizycji, czy podbój nowego świata (Ameryki).
I dzisiaj ta piękna cecha ludzka, czyli wiara, jest bezczelnie wykorzystywana do celów politycznego i materialnego panowania nad innymi. … „
I już coś dziesiejszego:
… Kiedy cywilizowany świat próbuje otrząsnąć się z nieograniczonego przez wieki wpływu kościoła na poczynania narodów, w naszym kraju, w ostatnich latach próbuje się ten wpływ pogłębić. Jak to możliwe? Ano, część klasy politycznej znalazła niszę do wykorzystania dla przejęcia władzy. Ta nisza to spuścizna ostatnich dziesięcioleci, a nawet wieków. Przez kilka wieków szereg pokoleń dużej części naszego narodu były wychowywane przez różnych ciemiężycieli w duchu uległości dla władzy. Przy czym, przed zaborami, jedną z tych władzy stanowił kościół katolicki, pod zaborem rosyjskim – carski aparat policyjny, a w PRL-u – aparat administracji jedynej słusznej linii partyjnej. Władzy przeciwstawiały się jednostki. Większość ulegała – po to, żeby w miarę spokojnie przeżyć. To ukształtowało charaktery.
Innym czynnikiem sprzyjającym przejęciu władzy przez obecną formację, była spuścizna PRL – bieda znacznej części naszego społeczeństwa, niezauważona przez demokratyczne, socjaldemokratyczne i liberalne ośrodki władzy po roku 1989. Efektem była narastającą frustracja, kiedy wychowana w posłuszeństwie dla władzy znaczna część nas, na co dzień stykała się z efektami uwłaszczenia nomenklatury, z drapieżnym kapitalizmem wdrażanym przez aktywniejszą część, z rosnącymi obok fortunami. Ta część pozostawała, w dużej mierze również, pod wpływem kościoła, który umiejętnie wykorzystywał nastroje do umocnienia swojej pozycji.
No i nadszedł rok 2015, kiedy władza liberalnych demokratów przegrała na całym froncie z władzą populistyczną w dziedzinie gospodarowania budżetem, nacjonalistyczną w stosunkach międzynarodowych, konserwatywną w kwestiach światopoglądowych, no i, najgorsze, faszyzującą w stosunku do niektórych grup swoich obywateli. …
… I co?
I ciąg dalszy nastąpi.